Już chcą brać udział w kolejnej takiej imprezie.
W niedzielę po południu, tuż przed wygranym jak się okazało meczem Polska – Irlandia Północna, w Nadleśnictwie Sława Śląska nie brakowało pozytywnych emocji. Ale to z powodu trzech dni wspólnie przeżytych w lesie. Dziesięcioro półfinalistów konkursu, który na przełomie maja i czerwca odbywał się na antenie Radia Zachód przyjechało do Sławy na finał. Pięcioro zdobyło nagrodę główną – weekendowy pobyt z osobą towarzyszącą. „Leśne szaleństwa" zorganizuje pensjonat „Haleszka" w Lubiatowie w dniach 1 i 2 października 2016 r. – Przy okazji wspólnej zabawy zależało nam na tym, aby przekazać ważne treści związane z gospodarką leśną. Jestem pewien, że uczestnicy naszego konkursu poradzą sobie z każdym pytaniem na tego typu tematy – stwierdził Nadleśniczy Nadleśnictwa Sława Śląska Wiesław Daszkiewicz.
Piątka najlepszych
Jednym ze zwycięzców jest Ryszard Wiszniewski z Radachowa koło Ośna Lubuskiego. – Mam las we krwi, bo mam 7,5 ha swojego lasu. Prowadzę zakład przetwórstwa drzewnego – podkreślił finalista konkursu, który startów w tego typu przedsięwzięciach się nie boi, m.in. bierze udział w telewizyjnym turnieju „Jeden z dziesięciu". Wśród zwycięzców znalazł się Jerzy Bieliński z Kargowej, który przyznał, że trafiał na proste pytania, chociaż były różne. – Najważniejsze, że się poznaliśmy osobiście. Znaliśmy tylko swoje głosy z anteny radiowej. Teraz jesteśmy ekipą – podkreślił Arkadiusz Kirchner z Nowej Soli.
Pierwszy dzień – rajd po Puszczy Tarnowskiej
- Trochę na rowerze jeżdżę, ale tyle kilometrów na raz to jeszcze nie zrobiłem. Fizycznie nie było problemu, ale ciężko było potem usiąść, kość ogonowa bolała – wspominał w niedzielę Ryszard Wiszniewski. Państwo Czerkawscy z Zielonej Góry też jeżdżą na rowerach, ale z szerszymi oponami. – Teren był trudny, piaszczysty, ale z pomocą kolegów udało się pokonać dystans – przyznała Barbara Czerkawska.
Rajd po Puszczy Tarnawskiej był zachętą do podejmowania wycieczek rowerowych po leśnych, ale także okazją do nauki pomiaru wysokości drzew.
Dzień drugi – jazda konna
- Nie dobrałem odpowiedniego stroju. Byłem w krótkich spodenkach i łydki poocierałem sobie, ale przetrwałem i z konia nie spadłem – cieszył się Tadeusz Kocoń z Leśnej, koło Lubania Śląskiego, który znalazł się w zwycięskiej piątce. Drugi dzień zmagań, mimo kilku kopnięć konia Apacza, dobrze wspominał również Arkadiusz Kirchner. – Usiadłem na koniu trzeci raz w życiu, parę razy mnie kopnął, ale przeżyłem. Fajnie, że są nagrody, ale nawet jak by ich nie było, też było dobrze, bo nam chodziło o wspólną zabawę – wyjaśnił finalista.
Uczestnikom towarzyszyli instruktorzy jazdy konnej, którzy przypomnieli zasady i dali tyle potrzebnych rad, że wszystkim udało się samodzielnie przejechać kilkanaście kilometrów przez las.
Trzeci dzień – spływ kajakiem po Jeziorze Sławskim
Niedziela była „dniem na wodzie". Uczestnicy wykonywali zadania konkursowe o tematyce związanej z ochroną przyrody i ratownictwem wodnym. Trzeba było m.in. dopłynąć do wyspy, na której pochowane były różne przedmioty. – Szwagier mówił, że dwa dni wcześniej pływał i cały mokry był. A ja dopłynąłem i suchy jestem, jak tylko to powiedziałem, to dosłownie pół minuty później wpadłem do wody. Skąpałem się, ale było fajnie – opowiedział Ryszard Wiszniewski.
Tego samego dnia odbyły się też zajęcia z ratownictwa wodnego. Trzeba było jednego z uczestników drużyny ubrać w strój ratownika.
Dziesiątka półfinalistów, podzielona na dwie drużyny, wykonała wszystkie zadania. Wszyscy przetrwali weekend w lesie i wzięli udział w pożegnalnym pieczeniu kiełbasek w niedzielę.
Rozmowa z Nadleśniczym Nadleśnictwa Sława Śląska Wiesławem Daszkiewiczem
Skąd pomysł na taką nietypową akcję?
Lasy to nie tylko wycinanie drzew, chcieliśmy pokazać te aspekty gospodarki leśnej, które wskazują na zachowanie równowagi w użytkowaniu lasu. Drewno trzeba pozyskiwać. Nikt jeszcze nie wymyślił lepszego materiału. Ale my również chronimy las i pielęgnujemy. Dlatego chcieliśmy pokazać, jak wygląda gospodarka leśna z naszej perspektywy.
Jak wybierali Państwo pytania i zadania dla uczestników?
Przygotowaliśmy 8 wiodących tematów: użytkowanie lasu, hodowla lasu, ochrona przyrody, turystyka, edukacja i kilka innych. I na te tematy przez trzy tygodnie emitowane były audycje w Radiu Zachód. Po każdej, radiosłuchacze odpowiadali na różne przekrojowe pytania. Dziesięciu najlepszych wzięło udział w finale.
Jak Pan ocenia finał?
Zależało nam, aby przy okazji zabawy przemycić ważne treści związane z gospodarką leśną. W ciągu dnia rowerowego uczestnicy zapoznawali się z glebą leśną, uczyli się pomiaru wysokości drzew, pomiaru powierzchni działek. Poznali bliżej łowiectwo, m.in. takie terminy jak ambona, lizawka, zrzut, spałowanie. Tego się nie zna. Jestem pewien, że uczestnicy po finale śpiewająco odpowiedzą na wszystkie pytania.
Cała dziesiątka dotrwała do końca?
Wszyscy dotrwali w dobrym zdrowiu i dobrej kondycji. Niektórych bolą mięśnie bardziej, innych mniej. Wszyscy bardzo dobrze wypowiadają się o konkursie. Chcieliby brać udział w kolejnych podobnych imprezach.
Czy w następnych latach o tej porze będziemy poznawali kolejnych pasjonatów przyrody, aby osób, które bliżej poznają Państwa pracę było coraz więcej?
Myślę, że kolejne nadleśnictwa będą korzystały z tego rodzaju promocji. Ale nie przekreślam możliwości powtarzania konkursu również z naszej strony w przyszłości.
Rozmowa z Barbarą Czerkawską z Zielonej Góry
Skąd pomysł na udział?
Zawsze lubiłam wyzwania. Lubię poznawać ludzi i zdobywać wiedzę. Uważam, że świat jest tak ciekawy, że nie w tym rzecz, aby zajmować się plotkami i siedzieć przed telewizorem. Odchowaliśmy dzieci i wnuki. Mamy czas dla siebie i trzeba go wykorzystać. Namówiłam męża, aby też wykazał się wiedzą i oboje dostaliśmy się do finału.
Trudne były pytania?
Na pewno nie były proste. Trzeba było np. znać pomniki przyrody w regionie. Nikt by chyba nie wiedział, że lis potrafi naśladować głosy ptaków. A ja miałam takie pytanie. Mówi się, że lis to chytra sztuka i to prawda.
A jak zadania terenowe? Które były najtrudniejsze?
Byliśmy przerażeni niektórymi konkurencjami. Jeździmy rowerem na co dzień, ale nie na tak długie trasy. Tutaj było wyzwanie – jazda po trudnym terenie. Ale udało się przy wsparciu kolegów. Trudna była też jazda na koniu wierzchem przez 12 kilometrów. Jeździłam wcześniej, ale koń był wtedy na uwięzi, trzymany przez instruktora. Tym razem była zupełnie inna bajka. Ale już następnego dnia na kajaku było spokojniej nie było wiatru. Druga grupa miała trudniej, bo fala miała już pół metra. Wszyscy daliśmy radę psychicznie i fizycznie. Jesteśmy bardzo dowartościowani. To był super pomysł, fantastyczna przygoda.
Dziękuję za rozmowę.
Eliza Gniewek-Juszczak